czwartek, 11 maja 2017

Niedokończona historia

Trafiłam kiedyś na jego bloga. Nawet nie pamiętam jak. Przeznaczenie? Przypadek? Nie wiem. Przeczytałam wszystko. Z zapartym tchem. Spodobało mi się to o czym pisze i jak pisze. Chciałam go poznać, jednak to nie była moja liga. Wiecie jak to jest. On - mnóstwo wyświetleń, ja dopiero zaczynałam. On poruszał poważne tematy, miał dobry warsztat, a co ja posiadałam? Nic. Dobre chęci podparte kilkoma czytelnikami. 
Jednak czytałam dalej. Z nieukrywaną zazdrością i chęcią poznania go. Chociażby wymienienia kilku wiadomości, zdań lub słów. Jednak jak to w życiu bywa odwagi brakowało, bo dlaczego on chciałby pisać ze mną. 
Był starszy. Miał te 6 lat przewagi. Dla mnie było to wyznacznikiem, że nie będzie mnie chciał poznać. Kto by chciał zadawać się z jakąś małolatą, która nic w życiu nie przeżyła. Tak sądziłam. 

I z każdym wpisem uwielbiałam bardziej jego pisanie. Opisywał pewną historię, a ja za wszelką cenę chciałam wiedzieć co było dalej. 

W końcu udało się. Poznałam go. Internetowo, ale poznałam. Przez kolegę, kolegi bloga. Długa historia, jednak liczy się to, że mi się udało. Po tak długim czasie bycia obserwatorem i czytelnikiem zamieniłam kilka słów (internetowo) z autorem tego, co uwielbiałam, tekstów które pokochałam. Fragmentów, które znałam na pamięć. 

Obserwowałam go dalej, czytając co pisze. Już nic więcej nie było mi potrzebne.

Jednak zdarzyło się to, o czym nawet nie śniłam. Trafił na mój blog. Nie wiem w jaki sposób. Być może spojrzał na prywatny profil, z którego wymieniliśmy kilka wiadomości. Zaczął czytać, komentować, pisał, że mu się podoba, twierdził, że robię postępy. 

Byłam szczęśliwa. Z każdym jego komentarzem, nawet pouczającym, cieszyłam się. Wymienialiśmy coraz więcej wiadomości. Zaczęliśmy pisać listy i do siebie dzwonić. Potrafiliśmy gadać godzinami, o życiu, o głupotach i poważnych rzeczach. Było to moją odskocznią od tego co dzieje się tu, u mnie. Bo setki kilometrów dalej działo się jego życie. Nasza znajomość przeniosła się na płaszczyznę przyjaźni. On zdążył zamknąć bloga, a nasza znajomość trwała dalej.

Obydwoje mieliśmy trudne charaktery. Okropnie do siebie nie pasowaliśmy, i to własnie dlatego się przyciągaliśmy. On nie lubił, gdy ktoś mu się przeciwstawiał, ja robiłam to bardzo często. On nie był typem osoby, która głaszcze innych i próbuje im się przypodobać, ja też mówiłam co myślę. Wydawało by się, jakby ta znajomość z góry była skazana na porażkę. 

No i zaczęły się kłótnie. Kłótnie które prędzej czy później musiały wystąpić. On nie popierał niektórych moich decyzji, ja nie popierałam jego. Przy takich charakterach obydwoje wiedzieliśmy, że one prędzej czy później się pojawią. Jednak żadne z nas, nie myślało, że będą one tak wyglądać.

Złościliśmy się, nie odzywaliśmy się kilka dni, po czym któreś przepraszało. Zawsze "wracaliśmy do siebie". On był zły, ja wysyłam mu list i wszystko wracało do normy. Ja byłam zła, dostałam w prezencie bransoletkę z krótkim liścikiem i zapomniałam o co się złościłam. Byliśmy naprawdę dobrymi przyjaciółmi. Śmiał się, że nasze konwersacje były by dobrym materiałem na film. Lepiej niż telenowela. 

Jednego razu pisała do mnie jego była dziewczyna, ostrzegając mnie przed nim. Nie wiem czy miało to na celu odrzucenie mnie od niego czy lepsze przyciągnięcie. Bo lubię wyzwania. Ona sama twierdziła, że mam na niego duży wpływ, jak nikt inny. Nie wiem, nie umiem tego ocenić. 

Bardzo podobały mu się moje długie włosy. Zawsze powtarzał, że gdy je obetnę to przestanie się do mnie odzywać. Gdy obcięłam, napisał, że ładnie wyglądam teraz.  Nie tolerował haloween. Gdy mieliśmy w szkole dzień w przebraniach z tej okazji, po zobaczeniu zdjęcia, napisał, że dobry kostium i świetnie wyglądam. Nie lubiłam rodzaju muzyki której słuchał, jednak jego ulubiona piosenka, którą mi wysłał podoba mi się do dziś. 

I tak upływało nam nasze życie. Na kłótniach i godzeniu się. Na rozmowach o niczym i o wszystkim. Chcieliśmy się kiedyś spotkać. Jednak kilometry nas dzielące uniemożliwiały nam to. Myśleliśmy, że do czasu.Wiedzieliśmy, że nastanie ten dzień, kiedy się spotkamy, oko w oko.

No i pokłóciliśmy się pewnego razu. O głupotę? Być może, ale jest to teraz nieważne. Faktem jest, że nie pisaliśmy od dłuższego czasu. 

I pewnego dnia dostałam wiadomość, od jego dziewczyny, czy podam jej swój numer bo chce ze mną porozmawiać. Zadzwoniła i przekazała mi, że on jest w szpitalu, w ciężkim stanie. Jest w śpiączce. Na początku w to nie wierzyłam. Myślałam, że to nieprawda. Przecież jeszcze się nie pogodziliśmy, a ZAWSZE tak robiliśmy. Jednak ona była bardzo przekonująca. Gdy zapytałam się, dlaczego mnie informuje, skoro od dłuższego czasu nie utrzymuję z nim kontaktu, powiedziała, iż uważa, że on chciałby abym o tym wiedziała. Modliłam się za niego, wiedząc, że on pewnie by się z tego śmiał, gdyż nie wierzył w Boga. 

Kilka dni później on zmarł. Zmarł dwa dni, przed moimi dwudziestymi urodzinami. Zmarł, nim zdążyliśmy się pogodzić. Zmarł, nim zdążył mi powiedzieć co dalej było w historii opisywanej na blogu. Zmarł, pozostawiając mi listy, słowa. Zmarł, pozostawiając mi niedokończone rozmowy. Zmarł nim zdążyliśmy się naprawdę poznać. 
_____________________________

Mam nadzieję, że kiedyś, gdzieś tam, będziemy mogli to zrobić. Staniemy oko w oko i wtedy nawet możemy się pokłócić. Wtedy udowodnię Ci, że to "całe voodo" jednak istnieje. Przeprosimy się, i opowiesz mi co było dalej w tej historii. Wiem, że tak będzie. 
__________________________________________________________________


Nie znałam Cię osobiście, dużo ze sobą pisaliśmy
Internet, listy, telefon - do dyspozycji mieliśmy. 

Nienawidziłam Cię, za chwilę jak przyjaciela kochałam.
Miałam Ciebie dość, a Twój głos w telefonie uwielbiałam.

Miałeś trudny charakter, ja wyzwanie podejmowałam.
Nie lubiłeś tego, jednak ja Ci się przeciwstawiałam.

Czasem nie chciałam Cię znać, ale chciałam być przy Tobie blisko.
Nie miałam Ciebie tu, osobiście - a powiedzieć mogłam Ci wszystko.

Byłeś uparty, dlatego tak mocno się polubiliśmy,
Ja także byłam, dlatego tak łatwo nie odpuściliśmy.

A przecież kłóciliśmy się wiele, zawsze któreś przeprosiło.
Pokłóciliśmy się ostatni raz, przeprosić żadne nie zdążyło.

Teraz pozostały mi tylko po Tobie wspomnienia,
Ty umarłeś, a wraz z Tobą pustka nie do wypełnienia. 

4 komentarze:

  1. nawet nie wiem co napisac bo ten post ´lezal´ pomiedzy postem z reklama jakies chinskiej storny z bizuteria, a wpisem o tym ze matura to koniec swiata. Bardzo sie ciesze ze jestes z powrotem. A co do posta, nie ma wielu tekstow ktore wywieraja na mnie wrazenie, a ten zdecydowanie to zrobil. Zwlaszcza jako osoba posiadajaca internetowa przyjaciolke juz od 3,5 lat (!!!) moge probowac sobie wyobrazic jak sie czujesz. Moje kondolencje.
    Pisz wiecej! Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
    i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą..."
    I starajmy się żyć tak jakby jutro miało nie być. Bo to nie tylko puste słowa,to samo życie.

    OdpowiedzUsuń