sobota, 7 lutego 2015

Drodzy blogerzy. Idziemy na terapię grupową!


Zobaczyłam ogłoszenie: TERAPIA DLA NIENORMALNYCH. Ilość miejsc ograniczona. UWAGA! Zapewniamy pełną anonimowość. Niżej formularz który należy wypełnić aby się zgłosić. 
Myślę sobie. Zawsze warto spróbować. To może być ciekawe doświadczenie. Wydrukowałam formularz i wzięłam się za wypełnianie.
Pierwsza część poszła mi gładko, gdyż trzeba było wpisać podstawowe dane. Z drugą miałam nieco większe problemy. 
Co o mnie myślisz? Ale o kim? (Może jednak nie jest to terapia dla mnie) Bardzo chciałam spróbować, więc szybko wpisałam. "Jesteś śliczną białą kartką"
Opisz siebie w jednym słowie. "Ja"
Co chciałabyś mieć napisane na swoim nagrobku? (Kto wymyślał te pytania?) No cóż, tutaj puściłam wodze wyobraźni.
"Zawsze ją kochaliśmy, ale dziś z przyjemnością zakopaliśmy"
"Jeśli uważasz ze masz poważne problemy, to się ze mną zamień"
"W razie potrzeby-odkopać"
"A kto umarł ten nie żyje"
"jak zajebiesz tego znicza to gwarantuje Ci że będziesz jutro obok mnie leżał"
"Tu jest miejsce na Twoją reklamę"

Jeszcze ostatni raz spojrzałam na swoje odpowiedzi i dumna z siebie wysłałam zgłoszenie. Po dwóch dniach dostałam odpowiedź. "GRATULUJEMY! Należysz do nienormalnych. Zostałaś przyjęta do grupy wsparcia. Nic się nie bój, razem Cię z tego wyleczymy" Poniżej znajdowały się informacje gdzie i kiedy najbliższa terapia. 

Weszłam do sali. Na środku ustawione były krzesła. "Uff nie jestem ostatnia przemknęło mi przez głowę  gdy zobaczyłam puste krzesełka. Kilka par oczu spojrzało na mnie gdy niechcący wpadłam na wieszak z kurtkami (Niech to szlag). Gdy jakimś cudem udało mi się pozbierać z podłogi i odwiesić kurtkę bez wywoływania trzęsienia ziemi ruszyłam w kierunku krzesełek, po drodze zastanawiając się, co ja tutaj robię. 
Po lewej stronie sali siedziały trzy dziewczyny. Trajkotały o ubraniach, butach, ubraniach i tak wkoło. Domyśliłam się, że to są szafiarki. 
Przy oknie natomiast siedziało trzech mężczyzn. O czymś zawzięcie dyskutowali. Pomyślałam sobie, że dosiądę się do nich (zawsze uważałam towarzystwo facetów za inspirujące). Po krótkiej rozmowie z nimi (która toczyła się głownie na tematy kobiet. Wiecie takie "związki i sex") stwierdziłam, że to nie jest moje towarzystwo. Przeprosiłam Panów i zaczęłam szukać innej grupki do której mogę się podczepić. 
Przechodząc się po sali, słyszałam rozmowy, które toczyły się na różne tematy: książki, filmy, kosmetyki, fotografia czy opowiadania. Niektóre Panie chwaliły się swoimi bransoletkami DIY a inne mówiły o ubraniach z wyprzedaży (haul zakupowy). Wszystko było piękne, tylko ja nie mogłam znaleźć sobie odpowiedniego towarzystwa. Nie chciałam rozmawiać o kosmetykach, książki czytam ale nie wypowiadam się na ich temat, a biżuteria DIY? No proszę Was, jestem uczulona na nikiel.
Tak więc przechadzając się po sali, trzymając szklankę z wodą (tak zorientowałam się gdzie jest picie i jedzenie) podchodziłam do coraz to dziwniejszych ludzi.
Rozmawiając z pewną kobietą o jej dziecku (właściwie tylko przytakując na różne "mamine" wiadomości) dostrzegłam pewną grupkę ludzi. Przerwałam miłej Pani monolog (o tym, że jej synek zaczął ząbkować) i pewnym krokiem podeszłam do nich. Było tam około 10 osób w różnym wieku. Wszyscy przyglądali się ludziom i temu co się dzieje, wymieniając komentarze. 
Zagadałam do kobiety stojącej najbliżej i tak wkręciłam się w grupę "lifestyle". Czułam się tutaj jak ryba w wodzie. Rozmawialiśmy o ludziach i zachowaniach (tych poważniejszych i tych śmiesznych). Każdy miał swoje zdanie i to się liczyło. Im dziwniejsze podejście ktoś miał tym lepiej. 
W pewnym momencie do sali weszła kobieta. Odróżniała się od wszystkich obecnych. Zwyczajny, pospolity, nudny szarak, bez krzty życia w sobie (Panowie przy oknie, których swoją drogą było teraz więcej, stwierdzili, że gdyby znalazła sobie faceta, jej życie stałoby się lepsze, jednak zdaniem tych "modowych" w takim ubiorze nie było to możliwe). Okazało się, że owa Pani będzie naszym mentorem. Świergoczącym głosem (który przypominał obdzieranie ze skóry i powodował u mnie gęsią skórkę) zarządziła usiąść nam na krzesełkach w kole i zaczęła się terapia. (Bardziej wojna. Owa kobieta kontra my wszyscy). Najpierw mieliśmy mówić o sobie. Każda "grupka" usiadła koło siebie i praktyce wyglądało to tak, że przez pierwszą godzinę słuchaliśmy po kolei, kilka razy pod rząd o ubraniach, kosmetykach, książkach, filmach, małych dzieciach itp. 
Potem głos zabrała kobieta, Tłumaczyła, że musimy być bardziej poważni, że nie możemy "bawić" się w blogowanie. (Ha! Pewnie już zauważyliście, że terapia dotyczy blogerów) podała nam wszystkie złe skutki pisania na swoich stronach, włącznie z powyginanymi palcami od uderzania w klawiaturę ( :o ) Kazała nam znaleźć jakieś hobby tłumacząc, że blogowanie to nałóg. Swoimi stwierdzeniami coraz bardziej doprowadzała wszystkich do szału. 
Gdy zaczęła twierdzić, że przez to co piszemy nie potrafimy wyrazić własnego zdania nie wytrzymałam. Grzecznie się zgłosiłam i zapytałam czy mogę coś powiedzieć. Nie chciała do tego dopuścić, jednak gdy stwierdziłam, że na terapii trzeba rozmawiać pozwoliła mi dojść do głosu. I tu zaczął się mój monolog, którego w całości przytaczać nie będę. Rozpoczęłam od słów: "Na blogu wyrażam własne zdanie. Uczę się tego i dzięki temu patrzę na świat inaczej... "
a zakończyłam: "...i tak oto uzależniłam się od blogowania, ale wiecie co? Ja to kocham!" 
Wstałam, zabrałam swoją kurtkę (drugi raz powodując przewrócenie się tego przeklętego wieszaka, którego nawet nie próbowałam podnosić) i wyszłam. 

JA, BLOGERKA, APELUJĘ! Nie lubisz blogerów? Uważasz to za istną głupotę? Okej! Cieszę się. Tam u góry masz krzyżyk i możesz tego nie czytać. Ale nie pisz bezsensownych opinii o blogerach i ich blogach skoro jest to nie uzasadnione. Nie wysyłaj nas na terapię. My dobrze wiemy, że nie jesteśmy normalni, ale dzięki temu pokazujemy siebie. 
Z poszanowaniem (nie)normalna blogerka
czyli Kuczyniaczek

* post ten, jest czystą fikcją literacką, mającą na celu ukazanie pewnych kwestii. 

5 komentarzy:

  1. Bardzo interesujący, wspaniały post, taki 'inny' :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytając Twój post miałam wrażenie, że na tym spotkaniu...byłam i ja! :D
    My nie jesteśmy nienormalni! Jesteśmy wyjątkowi! Poza tym, cytując klasyk, tylko wariaci są coś warci.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niesamowity post. Mi również nie przeszkadza moja nienormalność. Blog to uzależnienie? Nie, to właśnie jest pasja. ;)
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń